|
Serdecznie witamy na stronach humoru polskiego
|
|
Co ty k.... wiesz o burakach? |
|
|
|
Ich łacińska nazwa Beta vulgaris może świadczyć o tym, że w antypatii do nich nie jestem odosobniony, ale to wniosek naciągany. Znane są i stosowane w licznych odmianach. Z braku miejsca wymienię tylko kilka podstawowych.
Buraki cukrowe - obłudnie podlizują się, uśmiechają słodziutko, prawią lepkie
dusery. Chwalą pryncypałów i klientów wobec ich żon i dzieci, żeby za chwilę, za
plecami, obmawiać ich ściszonym głosem i obrzucać najbardziej pogardliwymi i
wulgarnymi wyzwiskami.
Ćwikłowy: delikacik. Przetarty, czasem z dodatkiem śmietanki. Lekkostrawny
konformista i oportunista; ani czerwony, ani purpurowy - po prostu buraczkowy.
To ćwikłowe puszczają ciche bąki na koktajlach, po czym wybrzydzają, że
śmierdzi.
Burak pastewny jest jednak najpopularniejszy.
O tyle lepszy od pozostałych, że lepszego nie udaje, bo i tak jest przekonany,
że jest najlepszy. Buraki pastewne nie znają i nie szanują własnych korzeni. Ale
głowę noszą wysoko, jeżdżą dużym amerykańskim autem, grywają w golfa. Pastewny
nie certoli się: bąki puszcza głośno, klnie wulgarnie, beka bez żenady oraz
zapuszcza i pielęgnuje paznokieć na małym palcu, używając go jak wykałaczki do
dłubania w zębach. Często dłubie też w nosie, w oku lub w uchu, ogląda to, co
wydłubie, poczym wypstrykuje przed siebie. Dlatego przebywanie z burakiem w
jednym pomieszczeniu bywa przykre. Najlepiej czują się we własnym towarzystwie.
Łączą się więc w pary, choć gardzą sobą nawzajem. Beta betum betae est (?) -
burak burakowi burakiem. W zasadzie wszystkich mają w pogardzie i nazywają ich
burakami.
Szef-burak ruga publicznie podwładnych, pracownice klepie po tyłku albo łapie za
biust, opowiada sprośne dowcipy i sam się z nich głośno śmieje, oczekując
wtórowania personelu. Faworyzuje pochlebców i donosicieli, zwalnia bez pardonu
tych, którzy mają własne zdanie. Na pracownika, który sam składa wymówienie,
obraża się śmiertelnie, odmawia mu prawa do odprawy i urlopu, odsądza od czci i
wiary.
Pracownik-burak natomiast, ma o sobie wysokie mniemanie i nigdy nie przyznaje
się do braku kompetencji. Uważa, że jest niedoceniany, ma za niskie stanowisko i
za mało zarabia. Dlatego w ramach retorsji wynosi z firmy drobne artykuły
biurowe. Zwolniony, odchodzi w buraczanym stylu, po czym podaje pracodawcę do
sądu oraz donosi nań do urzędu skarbowego i inspekcji pracy. Nowemu pracodawcy
przedstawia poprzednika w jak najgorszym świetle. Jeśli zostanie przyjęty do
nowej pracy, to znaczy, że trafił burak na buraka, czyli swój na swego.
Klient burak traktuje usługodawców jak bydło. Nic mu się nie podoba, ale nie
mówi dlaczego (bo nie wie dlaczego). Ponieważ nie wie, o co mu chodzi, lubi
usługodawcę dręczyć, szantażować i upokarzać. Nie czyta książek ani literatury
fachowej, nie posiada znajomości języków obcych, a mimo to uważa, że na
wszystkim zna się lepiej od innych. Zaprasza do przetargu kilkanaście firm i
wybiera najtańszą albo taką, z którą da się coś uwałkować pod stołem. Ma w czym
wybierać, bo na rynku nie brakuje agencji typu burak cukrowy-lizodup, które
chętnie zrobią wszystko, co wymyśli klient, lub co zerżnie od ich konkurencji,
byle taniej, nie stroniąc przy tym od kręcenia lodów.
W sferach producenckich buraków w bród bez względu na porę roku. Kto nie zna
producenta-buraka, który przewala kosztorysy, a przy działkowaniu się ukrytą
prowizją zawsze nie dopłaci? Buractwo pleni się też w spółkach. Wspólnik burak
zakłada spółkę żonie, na którą bez wiedzy partnera przelewa najsmakowitsze
kąski. A jego partner, jeśli jest burakiem, robi mu to samo. Na koniec aż mnie
korci, żeby coś o polityce. Ale się powstrzymam.
Moja obsesja nie sięga tak daleko, bym twierdził, że oprócz buraków nie ma wokół
nas innych form życia. Ale czasem ogarnia mnie niepokój na myśl, że może buraków
jest więcej. Skoro jednak burak burakowi burakiem, to jest nadzieja, że kiedyś
wytłuką się nawzajem.
|
|
| |
|